niedziela, 26 kwietnia 2015

Sztuka to życie, czyli wesele w operze

Idąc za tropem podanym przez znajomych z Facebooka, postanowiłem poszukać wyjaśnienia wczorajszego (25 kwietnia 2015 roku) recitalu-paradoksu w łódzkim Teatrze Wielkim: Pani Joanna Woś śpiewała pieśni W.A.Mozarta i ks. J.M.X.Poniatowskiego z akompaniamentem fortepianu, sztuców, wodzireja i chóru gości weselnych w kawiarni Cafe Clakier. Były owacje na stojąco, bisy i niedowierzanie.

Z samego rana zadzwoniłem do mojego znajomego, Jana Kliszki, znanego łódzkiego performera. "Panie Janie", zapytałem," czy to przypadkiem nie pana dzieło?"

Mimo iż wybudzony z głębokiego snu, artysta od razu domyślił się, o co pytam.

- Brawo! - krzyknął do telefonu. - Jest pan pierwszą osobą, która zrozumiałą przekaz mojego wczorajszego performansu.

Nie chciałem wyprowadzać pana Jana z błędu, jako że nie tylko nie ja wpadłem na ów pomysł, ale też nie rozszyfrowałem ani jednego z tropów, którym niewątpliwie usiane było całe przedstawienie, a może nawet dużo szerszy obszar czasoprzestrzeni.

- Chodziło o sztukę, prawda? - zablefowałem, wspominając nasze wcześniejsze spotkanie.

- Właśnie tak! - w jego głosie słychać było wyraźnie, jak uradowany prostuje się w swoim artystycznym barłogu, a resztki snu pierzchają między poduchy i pierzyny. - Sztuka to życie! Tak brzmiała myśl przewodnia.

Pozwoliłem mu mówić:

-Na pewno dostrzegł pan dwóch bliskich przyjaciół o semickich rysach twarzy w szarych t-shirtach pośrodku sali. Zaprosiłem ich tam, żeby dodali dreszczyku emocji: czy to już, czy to nas detonują? To właśnie myślał każdy, kto na nich spoglądał. To tylko moi znajomi z Jemenu, a jednak spowodowali, że kontakt ze sztuką przybliżył nas do pięciuset milionów ludzi codziennie zagrożonych atakiem terrorystycznym. A mężczyzna w pomarańczowej koszulce przy oknie. Dostrzegł go pan? Kupiliśmy ją w szmateksie, za 30 groszy, bo była po kimś z wszawicą. Spodnie pięć złotych, bo to oryginalna podróbka lewisów. Uświadomił wszystkim widzom, jak wiele osób nigdy nie pójdzie do opery tylko dlatego, że więżą ich konwenanse: opera to garnitur, choćby i z Vistuli. Ale nie każdy ma pięć stów na zbyciu. Zwłaszcza, jeśli hoduje kota albo psa.

- A wesele na dole? Zrozumiał pan przekaz? Tak, oczywiście: disco polo to też sztuka. Nie powinniśmy zamykać na nią uszu. Przeciwnie powinniśmy dać jej wstęp do opery, choćby i – nomen omen – kuchennymi drzwiami. Gdyby pani Woś zaśpiewała w Cafe Clakier, nie byłoby tej polaryzacji wieku widzów – na weselu poniżej czterdziestki, na recitalu powyżej siedemdziesiątki.

- A mężczyzna z długimi włosami, w czerwonej koszuli przysypiający w środkowym rzędzie? Cierpi na rzadkie schorzenie, somnammuzję – zapada w sen, gdy tylko muzyka wypełni a przestrzeń akustyczną wokół. Chorzy też chcą uczestniczyć w sztuce. Poszturchiwania łokciem widzów obok stanowiły wyraźne wskazanie, że choroby cywilizacyjne to tabu, które oddziela wielu od prawdziwej sztuki.

- A światła w domu naprzeciwko? Zauważył pan, że w kuchni toczyło się życie. Ludzie robili kawę, kłócili się, żona wyjęła nawet nóż. Izolując się w sali koncertowej sami skazujemy się na szok,kiedy powrócimy na świat, pośród tych wykluczonych, społecznie, ekonomicznie bądź kulturalnie. Koncert na korytarzu z widokiem na prawdziwy świat pozwolił widzom kontynuować przeżycie jeszcze długo po wyjściu z teatru.

- A próba na dużej sali? To również symbol wielorakości kultury. Uświadomienia, że nie tylko nasz koncert odbywa się teraz. Są ich tysiące, niektóre grane ostatni raz, inne właśnie rodzące się. Warto poczuć wspólnotę myśli z wszystkimi, którzy je właśnie przeżywają. Z organizatorami również, dlatego właśnie poprosiłem ich o swobodne przechadzanie się po korytarzu i głośne pokrzykiwanie oraz pohukiwanie, według starej stolarskiej tradycji rodem z samej Bawarii.

Wstyd mi było, że siedząc tam, pośród tylu tropów odczuwałem wyłącznie agresję i chęć zadania wymyślnych tortur organizatorom koncertu. Jak dobrze, że w Polsce nie tak łatwo kupić broń! Zapewne teraz siedziałbym w areszcie, zamiast kontemplować wielorakość przejawów sztuki.

- Sztuka to życie, a życie to sztuka, drogi Panie. Bardzo się cieszę, że pan to dostrzegł. Dobranoc. – powiedział pan Kliszko i rozłączył się.

Jak dobrze, że go znam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz